Zrobiliśmy nie 2, ale 20 kroków w tył. W ciągu ostatnich 3 miesięcy jesteśmy zawieszeni między szpitalem, a domem, życiem i śmiercią, narkozami i wybudzaniem, OIOM-em i oddziałem, kolejnymi wkłuciami centralnymi do żyły głównej, gojącymi się bliznami i nowymi interwencjami nierzadko w miejscu gdzie już szwy były raz ściągane... dopiero teraz wiemy co znaczy bać się...
Od 3 miesięcy nieustannie rozpadamy się milion razy na milion kawałków z nadzieją, że to już ostatni raz trzeba się pozbierać.
Tego co było już nie ma. Rytmu dnia, energii, radości, chęci, formy, siły, zdrowia. Dotąd naszym największym wyzwaniem była rehabilitacja i wizyty lekarskie. Ale niepełnosprawność ma zupełnie inny wymiar jeśli operacje jak efekt domina pociągają decyzje na które wyboru się nie ma.
Chociaż wózek odbiera mobilność, czasem godność i i utrudnia normalne życie, nie jest największym problemem, bo
to dobre zdrowie Oli jest naszą największą zmorą
Oby los dawał nam wybory i pozwolił decydować o tym co dalej.