niedziela, 24 grudnia 2017

Oli życie na skrawku

Kiedy rodzi się  dziecko obciążone wieloma chorobami, to po uporaniu się z tym całym bałaganem zdarzeń w głębi duszy liczysz na przychylność losu w późniejszych latach. Niestety tak to nie działa!

Te 4 operacje jakie Ola przeszła w ciągu swoich 6 lat życia były igraszką tego co ją teraz spotkało.

W szpitalu od 30 listopada.
Gdyby te dni opisywać chwila po chwili, godzina po godzinie, doba po dobie nie dałoby się wytrzymać obecnego napięcia i stresu. Jedna chwila zupełnie odmieniała poprzedni dzień i dawała kierunek następnym, w jednym momencie dziecko zdrowiało, a w drugim było już w drodze na blok,  OIOM... i tak dzień po dniu.

Wyniszczone ciało, posiniaczone ręce i nogi od wkłuć, do tego stopnia, że nie było już gdzie wbić wenflona, założone wkłucie centralne drogą  podawania leków, podłączony tlen, monitory, sonda, przetaczana krew, morfina, wielokrotne co kilka dni  wizyty na bloku operacyjnym, wycieńczenie ciągłymi narkozami, na zmianę poty i dreszcze, wymioty, obrzęki, stale kotłująca się w małym ciałku temperatura, która pojawiała się co 3 h mimo podawanych środków, ciągle w nowych miejscach wyłaniane drenaże, by odsączyć ciało z zakażenia, przywiązujące do łóżka rurki, pod stałą kontrolą w dzień i w nocy, by przypadkowo nie zostały wyrwane. 

Oli wyrozumiałość, tłumiona najpierw złością, później obojętnością, jeszcze później strachem przed przyklejeniem zwykłego plastra...

To jeszcze nie koniec, walka o zdrowie cały czas trwa.
Święta i Sylwester na pewno w szpitalu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz