Potem były konsultacje, pobyty w szpitalach, które nic nie wniosły dodatkowego i diagnoza: rozszczep kręgosłupa okolicy lędźwiowo - krzyżowej ze współistniejącym wodogłowiem. Dostałam długą przepustkę, a ponownie stawić się w szpitalu nakazano początkiem 38 tygodnia ciąży.
Pozostawieni na pastwę bezsilności żyliśmy z dnia na dzień. Długo nie dowierzaliśmy, pocieszaliśmy się, że lekarze to tylko ludzie i mogą się mylić. Ciężko, było to przyjąć do wiadomości.W końcu nauczyłam się sama interpretować zdjęcia USG i wtedy doszło do mnie, że oni wszyscy mają rację. Ale mimo to nadzieja pozostawała do końca: być może choć sam rozszczep okaże się niższy (bo im niżej umiejscowiony tym mniej nerwów porażonych i większe szanse na chodzenie).
Oczekiwanie trwało i trwało. Stach był olbrzymi, niepewność, bezsilność... nie wiedzieliśmy w jakim stanie urodzi się nasza dzidzia...
Tak w skrócie to wyglądało, nie będę się rozpisywać, bo takich emocji nie chce się pamiętać.
Minęło jakieś 6 tygodni i lekarze uznali, że Ola jest już wystarczająco silna, żeby przyjść na świat. I mieli rację, urodziła się w dobrym stanie (jeśli można jej zdrowie tak określić), w każdym razie otrzymała 9 punktów Apgar. Z tego powodu radość była ogromna.
Był tylko jeden szkopuł. Okazało się, że rzeczywiście lekarze pomylili się interpretując badanie USG, ale niestety na niekorzyść Oli: rozszczep okazał się jeszcze wyższy niż przewidywany, bo sięgał odcinka piersiowego.
Po jakimś czasie przybył ksiądz, aby dziecko ochrzcić.
Jak już wiecie nasz wybór to
Aleksandra
Jak już wiecie nasz wybór to
Aleksandra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz