piątek, 4 lipca 2014

Podwórkowe perypetie

Z racji przystępnej pogody czas spędzamy podwórkowo. Niezależnie czy przy ławeczce pełnej konwersujących "babć" czy w piaskownicy pełnej rozbawionych dzieci.
Codzienne ekscytacje poszukiwania blokowych kotów, którymi zresztą w ramach bardzo trafnych niespodzianek Ola jest zasypywana z każdej strony, zabawy w chowanego, jednym słowem życie towarzyskie wakacyjnie kwitnie - moje zaskoczenie na dźwięk domofonu z pytaniem pod adresem Oli: Czy może wyjść na zewnątrz. Jeszcze większym jest wyrywanie jej siłą z podwórka w okolicach zachodu słońca i pobudka Oli o normalnej do wstawania porze - w okolicach 7 rano. Ola rytm dobowy podporządkowała całkowicie porze roku - to się nazywa życie w zgodnie z naturą  :)

Od czasu gdy wybraliśmy się  na mecz rugby na wózkach  rzeszowskich zawodników  "Flying Wings" Ola zwykła każdego popołudnia pytać: czy zabierzemy ją tam gdzie panowie jeżdżą wózeczkami i grają w piłkę - wielkie wrażenia, ale  niestety zdjęć z tego zdarzenia brak. Następnym razem nadrobię.

Nieustraszony charakter Oli, która nie boi się głaskania krówek,  wieczorem robi "pac" komarom, a zakaz dotykania pająków czy żab rozbawia ją do łez, ogranicza coraz bardziej niemoc poruszania się, co potrafi zawrzeć  w bardzo przemyślanych pytaniach: mamo dlaczego moje  nóżki są chore?
Wózek, oczywiście w rozsądnym wymiarze czasowym, na który Ola dziś pięknie się wspinała siadając z dużą samodzielnością, jest źródłem szybkości i różnych sztuczek. Dobrze byłoby gdyby był tylko pomocniczym, a nie tak jak u nas głównym środkiem lokomocji przy dystansach.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz