W naszym kraju niepełnosprawni sami są zmuszeni organizować
sprzęt rehabilitacyjny (przy pomocy biurokratycznych procedur NFZ i MOPS). Udaje się to w znacznej mierze dzięki ludziom
dobrej woli, wpłatom z 1%, darowiznom, akcjom typu zbiórki nakrętek itp.
W krajach Zachodu rehabilitacyjne potrzeby dla osób z
ograniczoną sprawnością są dostępne bez większych przeszkód.
W Polsce rodzice dzieci niepełnosprawnych otrzymują 600 zł. świadczenia pielęgnacyjnego z zastrzeżeniem możliwości jakiejkolwiek dodatkowej pracy.
Do tej pory oprócz:
- zajęć rehabilitacyjnych
- opłat za prywatne wizyty lekarskie (w skład wchodzą: urolog, ortopeda, neurochirurg, neurolog, okulista, lekarz rehabilitacji).
- odległych dojazdów we wskazane wyżej miejsca
- i wydatków związanych z cewnikowaniem pęcherza, Ola nie miała żadnych ponadstandardowych potrzeb wieku niemowlęcego...
Ta "sielanka" jakkolwiek to zabrzmiało już się skończyła. Nadchodzący rok wymusza zakup ortezek stabilizujących, fotelika rehabilitacyjnego i co najważniejsze na tę chwilę specjalnego wózka dziecięcego.
Okazało się, że ten który używamy obecnie jest dla Oli postawy niewystarczający. Ze względu na jeszcze dość dużą wiotkość Olinki tułowia i miednicy (których nie przewidzieliśmy) potrzebne są specjalne peloty stabilizujące ciało i regulacyjny podnóżek przytrzymujący stópki we właściwym ułożeniu. Tego standardowe wózki nie mają. Znalazłam odpowiednio dostosowany pojazd dla Olki i straciłam oddech...
11 000 zł...
Szukając dalszych udogodnień zaproponowano mi specjalne oparcie anatomiczne pod Olinki plecki - cena to bagatela 810 zł., choć wizualnie może na 80 zł. zasługuje.
Wcześniej nie żyłam w świadomości tego brutalizmu. Teraz gdy sama znalazłam się po tej "drugiej stronie lustra" widzę, że wszystko co rehabilitacyjne ma swoją cenę. Zaczynam odczuwać absurdy świata niepełnosprawnych na swojej skórze, a właściwie skórze Oli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz